Ta strona wykorzystuje ciasteczka ("cookies") w celu zapewnienia maksymalnej wygody w korzystaniu z naszego serwisu. Czy wyrażasz na to zgodę?

Wywiad z Agnieszką Wołowicz

Czy jest Pani Panią Prodziekan czy Panią Prodziekanką? Czy ma Pani pomysł na feminatyw?

Feminatywy to zagadnienie, które od lat budzi dyskusję. Uważam, że nazwy funkcji i stanowisk powinny zostać uzupełnione o formy żeńskie, również Rada Języka Polskiego przy prezydium PAN postuluje o większą symetrię nazw osobowych męskich i żeńskich. Nie ma lepszego momentu, żeby wprowadzać zmiany niż ten, w którym kobiety zaczynają obejmować różne funkcje. Mamy studenta i studentkę, naukowca i naukowczynię, kierownika i kierowniczkę zakładu. Wybór odpowiednika zależy od osoby, której sprawa dotyczy. Ja identyfikuję się z określeniem „dziekana” lub „dziekanka”.

Jest więc Pani nową prodziekanką ds. naukowych. Napisała Pani na fb: Trzymajcie kciuki, żebym potrafiła w trakcie tej kadencji podchodzić do siebie i innych z troską i uważnością. Jakie są Pani nadzieje, a jakie obawy związane z nowym stanowiskiem?

Nie mam obaw, w ogóle. Myślę, że jestem gotowa na tę funkcję. Wierzę w to, że rzeczy się zdarzają wtedy, kiedy mamy na nie gotowość. Pracowałam w różnych miejscach, przyglądałam się różnym stylom zarządzania.

Stanowisko prodziekanki postrzegam raczej jako szereg możliwości. Po pierwsze, możliwość tworzenia inspirującego miejsca, z którym będziemy chcieli się utożsamiać i w którym będziemy dobrze wykonywać swoją pracę. Chciałabym, żeby Wydział był miejscem, które buduje bazę pod to, żebyśmy mogli się rozwijać naukowo, ale też na tyle stabilnym, żeby w chwilach rozczarowań i dezorientacji stanowić bezpieczne miejsce pracy. Po drugie, mam możliwość rozmawiania z ludźmi, prawdziwego wysłuchania. Teraz dopiero poznaję konteksty ich życia, które zamierzam uwzględniać i wspierać. Nie lubię atmosfery ciągłych konfrontacji, braku wzajemnej życzliwości, umniejszania i relacji podszytych agresją. Stawiam na współdziałanie a nie na rywalizację. I wreszcie, mam możliwość obserwowania siebie w nowej roli. Dostrzegam szansę na własny rozwój, nowe kompetencje i emocjonalne poszerzenie. Jestem zaangażowana, odpowiedzialna i nie buduję siebie na wielkościowych fantazjach. Patrzę na siebie z dużą ciekawością i spokojem.

Z jakimi trudnościami musi się Pani mierzyć pracując na UW? A co ułatwia życie akademickie?

Trudnością jest z pewnością godzenie różnych ról w taki sposób, aby żadna z nich nie stała się moją jedyną tożsamościowa etykietą. Myślę, że to jest duża pułapka, kiedy ograniczamy swoje „ja” do jednej roli i czynimy z niej sedno nas samych.

Sądzę, że manewrowanie różnymi składnikami własnej tożsamości jest czymś, z czym mierzy się większość pracujących matek. W tym kontekście ułatwieniem w pracy jest względna systematyczność. Koncentracja na czymś, co się zaczęło i działanie małymi krokami. Jestem zwolenniczką ciągłości a nie zrywów. Myślę, że ważnym aspektem jest też urealnianie sobie pracy, na przykład budowanie w sobie takiej świadomości, że jak czegoś chcesz, to musisz w to włożyć pewien wysiłek. No i oczywiście odpowiedzialność wobec siebie i dotrzymywanie własnych zobowiązań.

Jest Pani kierowniczką w zespole badawczym zajmującym się problemem przemocy domowej wobec kobiety z niepełno sprawnościami. Dlaczego ten temat Pani podejmuje?

Od samego początku pracy naukowej, czyli od 2003 roku poruszam się w obszarze feminist disability studies. Zajmuję się różnymi aspektami życia kobiet z niepełnosprawnościami, pomysł badania przemocy wypłynął z jednej strony z wcześniejszych moich dociekań dotyczących dostępu do praw reprodukcyjnych dla tej grupy kobiet a z drugiej strony – z obserwacji luki w działaniach różnych organizacji zajmujących się wspieraniem osób doświadczających przemocy, w
których brakuje przemyślanej strategii wspierania kobiet z niepełnosprawnościami.

Poza tym lubię odwagę badawczą i zależy mi, żeby tematy które podejmuję w badaniach były ważne społecznie, w ten sposób realizuję swój aktywizm w walce o bardziej sprawiedliwy świat.

Słyszałam, że studenci lubią i cenią zajęcia z Panią. Jak Pani myśli, z czego to wynika? Na czym Pani zależy w kontakcie ze studentami?

Ja zwyczajnie mam ten przywilej, że lubię swoją pracę. Czuję, że mówi ona o mnie coś autentycznego i wychodzi poza opis wykonywanego zawodu. Lubię relacje z ludźmi, lubię wiedzieć i lubię rozmawiać. Wierzę w pogodę ducha, otwartość i równowagę.Do końca nie tracę nadziei, szukam rozwiązań. Myślę, że Studenci doceniają też to, że jestem zwyczajna i mam na to zgodę. Doświadczyłam w życiu rozczarowań i jestem osadzona w świadomości kim jestem.

Najważniejsza dla Pani książka (film? wystawa? przedstawienie?) ostatnich lat. Co Panią poruszyło w tym tekście (obrazie, spektaklu itp.)

Mam całe mnóstwo poruszeń! Aktualnie czytam Didiera Eribona, bo odnajduję w jego historii własną. Jestem osobą z doświadczeniem class mobility, coraz uważniej się przyglądam własnemu byciu „pomiędzy”, przynależności do dwóch różnych światów czy aspiracyjnym dążeniom. Rezonują we mnie teksty i muzyka Kaśki Sochackiej.
Lubię wiersz „Cisza” którego autorem jest Pablo Neruda, bo ważne są dla mnie subtelności, stan „nie za bardzo” i dążenie do ciszy właśnie.

Jest Pani matką. Co w macierzyństwie jest/było największym wyzwaniem? Co w wychowaniu jest dla Pani najważniejsze?

Jestem mamą nastolatki. Chyba największym wyzwaniem było dla mnie zauważenie w swojej córce odrębnego człowieka, ze swoimi potrzebami, które nie zawsze odzwierciedlają moje. To jest w końcu inna osoba, mimo pokrewieństwa. W tym sensie chciałabym umieć dać jej wolność. Chciałabym Zosi dać więcej niż sama dostałam, chciałabym, żeby umiała żyć poza schematami i była niezależną, mądrą kobietą. To, co teraz mogę i co staram się robić, to pokazywać jej świat i uczyć, jak w nim funkcjonować. I żeby miała zawsze pewność, że stoję za nią.

Ma Pani psa? Kota? Inne stworzenie? Jeśli tak, proszę je nam przedstawić.

Mam pieskę, Florę. Jest pełnoprawną członkinią naszej rodziny. Jest chodzącym szczęściem, radością i wywołuje we mnie same ciepłe uczucia. To taki rodzaj bardzo przyjemnej odpowiedzialności. Adoptowałam Florkę ze schroniska, przyszła do mnie z dużymi lękami. Dałam jej dom i miłość, ale ona dała mi znacznie więcej. Dużo jej zawdzięczam w budowaniu swojego dobrostanu. Bardzo lubię rutyny, do których mnie zmusiła, na przykład długie spacery. Teraz już nie wiadomo, która z nas bardziej ich potrzebuje.

Jak Pani odpoczywa najchętniej? Z czego czerpie Pani energię?

Uważam, że odpoczynek jest radykalnym aktem zachowania własnych zasobów i czymś, co powinno być planowane prewencyjnie. Mam dwa sposoby na odpoczywanie. Pierwszy z nich wynika z potrzeby braku dialogu ze światem, potrzebuję czasami pobyć sama ze sobą, w otoczeniu przyrody. Jestem często w lesie, praktykuję jogę i regularnie medytuję. To taki powrót do spowolnienia. Generalnie żyję w dużym przyspieszeniu i czuję, że posiadanie jakiejś alternatywy, jakiejś formy uważności pozwala mi nie zwariować. Z drugiej strony, dużą wartością są dla mnie też „odsamotnione” doświadczenia, relacje z ludźmi. Mam niewielkie grono przyjaciół i całkiem spore znajomych. Szukam relacji autentycznych, prawdziwych, życzliwych, w których jest dużo zrozumienia. Lubię też podróżować, zwiedzałam z plecakiem sporą część Azji. Mam w sobie sporo zaciekawienia światem.

Dziękujemy!

 

Skocz do góry / Czytaj całość