Wywiad z Agnieszką Wołowicz – ciąg dalszy
Słyszałam, że studenci lubią i cenią zajęcia z Panią. Jak Pani myśli, z czego to wynika? Na czym Pani zależy w kontakcie ze studentami?
Ja zwyczajnie mam ten przywilej, że lubię swoją pracę. Czuję, że mówi ona o mnie coś autentycznego i wychodzi poza opis wykonywanego zawodu. Lubię relacje z ludźmi, lubię wiedzieć i lubię rozmawiać. Wierzę w pogodę ducha, otwartość i równowagę.Do końca nie tracę nadziei, szukam rozwiązań. Myślę, że Studenci doceniają też to, że jestem zwyczajna i mam na to zgodę. Doświadczyłam w życiu rozczarowań i jestem osadzona w świadomości kim jestem.
Najważniejsza dla Pani książka (film? wystawa? przedstawienie?) ostatnich lat. Co Panią poruszyło w tym tekście (obrazie, spektaklu itp.)
Mam całe mnóstwo poruszeń! Aktualnie czytam Didiera Eribona, bo odnajduję w jego historii własną. Jestem osobą z doświadczeniem class mobility, coraz uważniej się przyglądam własnemu byciu „pomiędzy”, przynależności do dwóch różnych światów czy aspiracyjnym dążeniom. Rezonują we mnie teksty i muzyka Kaśki Sochackiej.
Lubię wiersz „Cisza” którego autorem jest Pablo Neruda, bo ważne są dla mnie subtelności, stan „nie za bardzo” i dążenie do ciszy właśnie.
Jest Pani matką. Co w macierzyństwie jest/było największym wyzwaniem? Co w wychowaniu jest dla Pani najważniejsze?
Jestem mamą nastolatki. Chyba największym wyzwaniem było dla mnie zauważenie w swojej córce odrębnego człowieka, ze swoimi potrzebami, które nie zawsze odzwierciedlają moje. To jest w końcu inna osoba, mimo pokrewieństwa. W tym sensie chciałabym umieć dać jej wolność. Chciałabym Zosi dać więcej niż sama dostałam, chciałabym, żeby umiała żyć poza schematami i była niezależną, mądrą kobietą. To, co teraz mogę i co staram się robić, to pokazywać jej świat i uczyć, jak w nim funkcjonować. I żeby miała zawsze pewność, że stoję za nią.
Ma Pani psa? Kota? Inne stworzenie? Jeśli tak, proszę je nam przedstawić.
Mam pieskę, Florę. Jest pełnoprawną członkinią naszej rodziny. Jest chodzącym szczęściem, radością i wywołuje we mnie same ciepłe uczucia. To taki rodzaj bardzo przyjemnej odpowiedzialności. Adoptowałam Florkę ze schroniska, przyszła do mnie z dużymi lękami. Dałam jej dom i miłość, ale ona dała mi znacznie więcej. Dużo jej zawdzięczam w budowaniu swojego dobrostanu. Bardzo lubię rutyny, do których mnie zmusiła, na przykład długie spacery. Teraz już nie wiadomo, która z nas bardziej ich potrzebuje.
Jak Pani odpoczywa najchętniej? Z czego czerpie Pani energię?
Uważam, że odpoczynek jest radykalnym aktem zachowania własnych zasobów i czymś, co powinno być planowane prewencyjnie. Mam dwa sposoby na odpoczywanie. Pierwszy z nich wynika z potrzeby braku dialogu ze światem, potrzebuję czasami pobyć sama ze sobą, w otoczeniu przyrody. Jestem często w lesie, praktykuję jogę i regularnie medytuję. To taki powrót do spowolnienia. Generalnie żyję w dużym przyspieszeniu i czuję, że posiadanie jakiejś alternatywy, jakiejś formy uważności pozwala mi nie zwariować. Z drugiej strony, dużą wartością są dla mnie też „odsamotnione” doświadczenia, relacje z ludźmi. Mam niewielkie grono przyjaciół i całkiem spore znajomych. Szukam relacji autentycznych, prawdziwych, życzliwych, w których jest dużo zrozumienia. Lubię też podróżować, zwiedzałam z plecakiem sporą część Azji. Mam w sobie sporo zaciekawienia światem.
Dziękujemy!